I wydawać by się mogło, że problem zostanie nierozwiązany, gdy okazało się, że w jednej z owych wiosek, Goli Dzierżoniowskiej, znajduje się stary dworek, aktualnie restaurowany. Więc pojechaliśmy.
Dworek ten pochodzi z 1580 roku i był przebudowywany w wiekach kolejnych. Po II Wojnie Światowej został zniszczony, zaś później jego właściciele opuścili swe ziemie, przez co budowla popadła w ruinę. Odbudowę zaczęła Fundacja owego miasteczka, i na całe szczęście.
Niestety, z oryginalnej renesansowej budowli pozostały tylko mury i niektóre elementy elewacji.
W XVI wieku powstał wspaniały portal, zdobiony fryzem z szesnastoma herbami oraz trójkątnym naczółkiem. Jednakże, nie mając bezpośredniego dostępu do dworku i nie znając dobrze jego historii, portalu, jeśli nadal istnieje, nie znaleźliśmy.
Co do samej wioski, była cudowna. Tak maleńka, a żeby ją znaleźć tułaliśmy się po okolicy kilka godzin. Przedzieraliśmy się polną drogą, gęsto otoczoną wysokimi trawami. Słońce wychodziło i skrywało się przed naszym wzrokiem. Wokoło czuć było rosnące gdzieniegdzie kwiaty, gdy całkiem przypadkiem wpadliśmy w wir kilkunastu motyli. I uwierzcie mi, nigdy tego nie zapomnę. Kiedy delikatne skrzydła pośpiesznie muskały moją twarz- to jakby otrzeć się o postać nierzeczywistą.
Gdy potem szliśmy wzdłuż ulicy, również spotkaliśmy te stworzenia. Leżały martwe, niedaleko naszych stóp. Ich ostatni przelot nad ruchliwą ulicą.
Motyle, zresztą bielinki kapustniki, nie były jedynymi stworzeniami jakie spotykaliśmy. Bo oto napotkaliśmy takie oto maleńkie cudo, które dało się oglądnąć z bliska, po czym odfrunęło, jak gdyby nigdy go nie było.
Pa
Leśny Duch